Lekarze z Trzebnicy walczą o rękę Gracjana pogryzionego przez psa
– Oddałbym wszystko, żeby tylko mój synek wyzdrowiał – mówi Karol Ciach (31 l.), tata małego Gracjana, którego zdrowie ratują lekarze ze szpitalu w Trzebnicy. Uszkodzoną rękę lekarze wszyli pod skórę brzucha, aby ochronić ranę przez wpływem otoczenia i zapewnić jak najlepsze warunki do gojenia się. Pojawiła się jednak komplikacja –duży odczyn zapalny.
- Będziemy walczyć o opanowanie zakażenia. Niestety, jeśli stan zapalny będzie postępował, będzie zagrażał utrzymaniu kończyny. Druga ręka chłopca jest także silnie pokąsana, ale organizm dobrze reaguje na leki i rany w tym przypadku szybko się goją – mówi doktor Tobiasz Szajerka z Centrum Replantacji Kończyn w Trzebnicy
Każdego dnia medycy wprawiają dziecko w stan tzw. płytkiego znieczulenia, aby oszczędzić mu cierpień przy zmianie opatrunków. Tak będzie przez trzy tygodnie.
– Płat skóry, którym pokryliśmy ranę, zostanie odcięty, a ubytki skóry brzucha trzeba będzie pokryć przeszczepami z innych okolic ciała. Gracjana czeka jeszcze wiele operacji i wiele bólu. Będzie miał dużo blizn – mówi doktor Tobiasz Szajerka, który opiekuje się chłopcem.
Gracjan będzie potrzebował materiałów opatrunkowych na rany, środków zmniejszających przerastanie blizn. Niezbędne będą kosztowne turnusy rehabilitacyjne w specjalistycznym ośrodku.
Na to wszystko potrzebne będą pieniądze. Justynę i Karola Ciachów nie stać na tak ogromne wydatki. Prowadzą skromne życie w gospodarstwie rolnym. Cieszą się jednak zaufaniem sąsiadów. Świadczy o tym choćby fakt, że wybrali pana Karola sołtysem.
– Tym ludziom warto pomóc – powiedział Faktowi Wojciech Rudalski, wójt Paradyża oferując wsparcie rodzinie Ciachów.
Do dramatu doszło 13 stycznia przed południem we wsi pod Opocznem. Gracjan bawił się na podwórku, a jego dziadek Tadeusz (70 l.) doglądał inwentarza. Akurat poszedł do kur, które znajdują się w specjalnym kojcu za stodołą. Chłopiec był o parę kroków od niego.
– Usłyszałem krzyk: Dziadku! Dziadku! Pobiegłem ile siły w nogach. Zamarłem, kiedy zobaczyłem wnuka – mówi Faktowi Tadeusz Ciach.
Gracjan leżał na ziemi kilkadziesiąt metrów od stodoły, gdzie się bawił. Miał pościągane do łokci rękawy kurtki, podarte, pościągane z ciała spodnie. Broczył krwią. Z rany na lewej ręce było widać gołe kości. Obok niego stał wilczur.
– Pies był taki duży, że sięgał mi prawie do pasa. Odpędziłem go kamieniami. Chwyciłem Gracjana na ręce i niosłem do domu – wspomina dziadek chłopca.
Rodzina natychmiast zadzwoniła po pomoc. Helikopter LPR przewiózł Gracjana do specjalistycznej kliniki w Trzebnicy.
– Przeszedł operację, trafił do komory hiperbarycznej. W ten sposób chcemy maksymalnie wysycić organizm tlenem i pomóc w zwalczaniu infekcji – mówi Faktowi doktor Tobiasz Szajerka opiekujący się Gracjanem.
Skąd pies wziął się w Przyłęku? Właściciel 3-letniego owczarka niemieckiego sam zgłosił się na policję. Mówił, że dwa dni wcześniej pies uciekł z jego podwórka.
Ojciec Gracjana nie wierzy w przypadek. Bo w jaki sposób pies uciekł z zamkniętego podwórka i jak znalazł się nagle w oddalonej o ponad 10 km wsi?
– Może właściciel pozbył się psa, a ten błąkał się i znalazł się nagle na moim podwórku i rzucił się na moje dziecko? Martwimy się o synka, bo bardzo cierpi. Musimy zapewnić mu teraz jak najlepszą opiekę – mówi Karol Ciach (31 l.).
Z Fundacją Faktu można pomóc Gracjanowi
Aby pomóc rodzinie Gracjana w pokryciu wydatków, jakie przyniesie rehabilitacja chłopca, można wpłacić dowolną kwotę na konto Fundacji Faktu nr 44 1240 6292 1111 0010 7095 3236, dopisek: dla Gracjana
Każda złotówka pomoże chłopcu wrócić do zdrowia.
MAJ